28/10/2024
Trwa sezon na słoneczniki. Z przyczyn osobistych mnie kojarzą się z miłością ale to bardzo mądra i wyjątkowa roślinka. Każdy słonecznik to nie jeden, ale nawet 2000 kwiatów. Każdy „płatek” okalający koronę to tak naprawdę kwiat języczkowaty, który ma w życiu tylko jeden cel - nęcić zapylaczy. W środku, czyli na tarczy słonecznika są natomiast kwiaty rurkowate i dopiero one odpowiadają za rozmnażanie. To z nich powstają nasiona. Chora historia, ale takie właśnie są słoneczniki.
W dodatku kwietni rurkowie nie siedzą na tarczy w równych rzędach ani nawet nie tłoczą się w radosnym bezładzie. Nie, oni się ustawiają w fikuśny, spiralny wzór zgodny z ciągiem Fibonacciego, tego Włocha, który poprzestawiał wszystko w naturze, żeby pasowały do lodów włoskich.
Każda pora jest dobra na słonecznik. Nie pomyślał nigdy nikt kto choć raz musiał sprzątać wymemlane łupiny z podłogi. Co, jest takiego w słoneczniku, że ktoś go kupuje, wsiada do tramwaju, po czym uznaje, „o tutaj jeszcze nikt nie naświnił”, po czym postanawia to zmienić? Ludzie jedzą białe i szare ziarna słonecznika, ale są też ziarna czarne. Robi się z nich olej, od którego można dostać kujawiaka.
Słonecznik pochodzi z Ameryki Północnej. To ta Ameryka, od której zatykają się tętnice. Słoneczny kwiat (Helianthus) hodowano tam już 3000 lat przed naszą erą, czyli czasami kiedy Jezus wziął udział w akcji promocyjnej Pikoka - cudowne rozmnożenie śledzi, wtedy jeszcze bez śmietany.
Rdzenni mieszkańcy Ameryki Południowej uprawiali słonecznik ze względów kulinarnych oraz do celów medycznych. Leczyli nim podrażnienia skóry, rany oraz ukąszenia węży. Współcześnie dodaliśmy do tego leczenie planety, która choruje na ludzi. Słoneczniki potrafią oczyszczać glebę i wodę z toksyn, w tym z pierwiastków radioaktywnych. Sadzono je między innymi wokół Czarnobyla i Fukushimy. Podobno Netflix ma na ten temat nakręcić serial - Słonecznik VS Mechagodzilla.
Słoneczniki dzielą się na ozdobne i pożyteczne. To sytuacja jak z kwadratem i prostokątem. Nie każdy słonecznik jest pożyteczny, tych ozdobnych się nie je i są mniejsze. Każdy jednak jest porąbany. No bo jak inaczej nazwać chabazia, który uparcie, co roku od nowa (słonecznik jest rośliną jednoroczną) wystawia łeb między trawy i pnie się na 2-3 metry do góry? Ktoś mu chyba zapomniał zaaplikować polski system szkolnictwa, bo gość nie kuma, czym się może skończyć wychodzenie przed szereg.
A może się skończyć zgięciem karku, pozbawieniem kręgosłupa albo złamaniem jednostki, to znaczy łodygi, np. wskutek gwałtownych podmuchów wiatru. Dlatego słoneczniki najlepiej siać tak, żeby były jednocześnie osłonięte, ale miały ciągły dostęp do słońca. Słońce jednak ma to do siebie, że nie chce stać spokojnie, tylko zasuwa po niebie jakby je chmury swędziały.
Słonecznik nie potrafi znieść, że słońce grzeje go w tyłek, a nie prosto w buzię, więc wodzi za nim twarzą, obracając się nawet o 180 stopni, jak Mona Liza na plaży w Łebie. Nazywa się to heliotropizmem i jest możliwe dzięki specjalnym hormonom i receptorom światłoczułym w roślinie. Słonecznik przestaje się wiercić dopiero kiedy osiąga dojrzałość. Wtedy ustawia się w kierunku wschodu, co ułatwia przyciąganie owadów. Kwiaty tak ustawione nagrzewają się szybciej, a nawet pszczoła lubi ciepłe śniadania.
I jeszcze ciekawostka dla miłośników długich łodyg. Największy słonecznik miał 7,75 metra i został wyhodowany w Holandii, co mnie jakoś specjalnie nie dziwi. Byliście kiedyś w tamtejszym szalecie? Dranie montują pisuary, na wysokości budek lęgowych dla jerzyków.