11/08/2022
Uwaga! Wbijam kij w mrowisko!
(To mój najdłuższy post tutaj, bez emotikonek!)
Kolejny raz zobaczyłam dziś post “Autora nieznanego” (z czarno-białym zdjęciem radosnych, bosych dzieci, stojących na wiejskiej drodze) o dzieciństwie. Autor wypisuje peany na temat tego jak kochał swe dzieciństwo, dzieci potrafiły się bawić, było bezpiecznie na osiedlu, wszyscy mówili grzecznie: “dzień dobry”, pili wodę z kranu, jedli chleb z cukrem i mieli kolegów. Klasyczne: “kiedyś to było, a teraz to nie ma”.
Pracuję z dziećmi, mam małą Kosmitkę, codziennie oglądam więc dzieciństwo z różnych perspektyw. Pamiętam też jak sama byłam dzieckiem. Postanowiłam więc się wypowiedzieć:
Czy rzeczywiście kiedyś dzieci miały fajniejsze dzieciństwo niż teraz?
Czy nie jest tak, że jednak większość dorosłych osób uważa, że ich dzieciństwo było dobre i fajne? Nie działa tu przypadkiem cudowna zasada, że (na szczęście!) pamiętamy i gloryfikujemy to, co dobre, a te złe i średnie rzeczy wyrzucamy z pamięci? Nie mówię tu oczywiście o traumach i patologicznych sytuacjach (które oczywiście się zdarzają), ale takich “zwykłych”, codziennych zdarzeniach w rodzinach.
Autor nie napisał ile ma lat i za każdym razem (a widziałam ten post już kilka, jeśli nie kilkanaście razy) zastanawia mnie kiedy było to wspomniane przez niego “kiedyś”? W latach 50’, gdy panowała powojenna bieda i kombinatorstwo? W 60’, gdy dzieci nie miały żadnych praw i nikt ich nie respektował? W 70’, gdy nauczyciel mógł uderzyć ucznia i na niego nakrzyczeć, bo czegoś nie umiał? W 80’, gdy nadal mylono okazywanie szacunku ze strachem, a do tego wszystko trzeba było zdobywać, bo w sklepach pustki? A może w 90’, gdy spędzanie całego popołudnia przed telewizorem, palenie na placach zabaw i spijanie pianki z piwa było spoko i “takie śmieszne”?
Czy wiecie, że przynajmniej połowa osób wychowywanych w tych latach chodzi (lub powinna chodzić!) na terapię?
Czy to znaczy, że tamtejsi dorośli byli źli? Nie. Mieli po prostu inne wzorce, które nieświadomie powielali. Nie znali innego wychowania. Nie było youtube'a, szkół rodzenia online, poradni dla dzieci i rodziców. Wiedza na temat psychologii i wychowania dzieci były inne, a dostęp do informacji bardzo ograniczony.
Teraz można w kilka sekund znaleźć 50 różnych filmików i artykułów o tym jak rozmawiać z dzieckiem, gdy zrobi coś nie po naszej myśli. Kiedyś była biblioteka, do której trzeba było pójść po pracy w konkretny dzień i można się było zapisać na listę oczekujących, by przeczytać jakiś poradnik lub… powielanie tego, co samemu się znało. Ewentualnie artykuł w “Przyjaciółce”, albo innej “Chwili dla Ciebie”. Co było łatwiejsze?
Autor pisze, że było bezpiecznie, wszyscy chowali klucz pod wycieraczką, nikt nie kradł i nie zdarzały się wypadki i przestępstwa. Halo, halo! Czy na pewno? Myślę, że nie. W dobie internetu zalew wiadomości jest po prostu większy, więc siłą rzeczy o tych złych słyszymy częściej niż wcześniej. Przepływ informacji kiedyś był wolniejszy, więc o wielu wypadkach nie dowiedział się nikt poza bliskim kręgiem poszkodowanych. Wielu spraw w ogóle nikt nie zgłaszał! Świadomość na temat niebezpieczeństw była dużo mniejsza, sporo spraw się bagatelizowało i zamiatało pod dywan. Nikt nie kradł, ale każdy po cichu “przynosił coś z pracy”. Wszyscy wiedzieli, że “ten sąsiad temu sąsiadowi zrobił to i tamto”, ale przecież “on jest z naszego osiedla”, więc się nie donosiło. Krzywdzone dzieci były obwiniane o to, co im się przytrafiło, a potem kazano im milczeć, bo wstyd i “co ludzie powiedzą”.
Teraz świadomość dorosłych jest większa i bardzo dobrze, że z niej korzystają! W końcu pozwala się dzieciom czuć i wyrażać emocje, słucha się tego co mówią, respektuje ich zdanie. W końcu zaczyna się dostrzegać, że dzieci to też LUDZIE, a nie tylko nieznaczące istoty, które powinny grzecznie siedzieć na apelach i cicho się bawić. Dopuszcza się je do głosu, a nie każe dzielić się myślami tylko wśród kolegów.
Wiadomo, że pułapki zdarzają się wszędzie, a Internet jest jedną z największych.
Ale przyznajcie proszę sami przed sobą - czy bajki, które oglądaliście jako dzieci na wspomnianych sentymentalnie 3 dostępnych kanałach były faktycznie takie niewinne i “uczące dobra” jak się opisuje? Czy wszystko było z nimi ok? I nie mówię tu o Johnnym Bravo i Czarodziejkach z Księżyca oglądanych przez przedszkolaki, ale też o słynnych Wieczorynkach i sobotnich kreskówkach. O wilku, który non stop palił papierosy, sąsiadach, którzy robili sobie pod górkę i wielu innych.
Pracuję z dziećmi i widzę, że dzieciaki:
- jeżdżą na rowerach (tylko teraz coraz częściej mają kaski i ochraniacze)
- grają w piłkę, dwa ognie, siatkę, podchody, berka i chowanego
- spędzają dzień na dworze
- mają koleżanki, kolegów i się odwiedzają
- piją wodę z kranu
- są empatyczne i pomocne
- mają świadomość ekologiczną (często większą niż dorośli!)
- potrafią się bawić kamieniem i patykiem
- chcą być zauważone.
Czy dostęp do technologii i większy wybór we wszystkim faktycznie są takie złe?
Czy gdyby autor posta miał do wyboru czekoladę lub pączka z nutellą zamiast chleba z cukrem, to nadal wybrałby chleb i uważał, że jest najlepszy na świecie? Guma Turbo wciąż smakuje przecież tak samo, ale wtedy była jedyna. Czy teraz nadal by ją wybrał wśród setek innych gum? Być może śmieje się z lodów Ekipy, ale nie wierzę, że sam nie zbierał rycerzykowych papierków po cukierkach Wedla, obrazków z Kaczora Donalda, albo Pokemonów z chipsów.
Łatwo zaakceptować fakt, że technologia i postęp w każdej dziecinie ułatwiają nam życie, ale jednocześnie chcielibyśmy, żeby “inni” mieli tak ciężko jak my kiedyś.
Odmawiamy dzieciom szczęśliwego dzieciństwa w czasach smartfonów, a to przecież nie ich wina, że kiedyś nie było TikToka i Netflixa. Trzeba je tylko dobrze nakierować, żeby potrafiły z technologii wycisnąć coś dobrego i uświadomić jakie mogą być niebezpieczeństwa. Czy będą chciały słuchać dorosłych, którzy będą wciąż powtarzać, że to oni mieli najlepsze dzieciństwo, a teraz nie ma niczego dobrego? Mogę się założyć, że przewrócą oczami, stawią opór i o nic już nie zapytają.
Podstawą powinny być rozmowa i szacunek. Wychowanie bezstresowe nie oznacza wychowania bez zasad. Kara i konsekwencja to nie są te same pojęcia. Tak jak strach i szacunek. Ten drugi powinien być naturalny, a nie wynikać z tego pierwszego.
To co? Faktycznie “Kiedyś to było, teraz to nie ma”?
A czy zamieniłbyś swój płaski telewizor na czarno-białego Rubina, a pralkę na starą Franię? Wątpię. Myślę, że teraz jest po prostu inaczej i trzeba wziąć to pod uwagę. Zanim zacznie się wywyższać i wygłaszać “złote” spostrzeżenia na temat własnego dzieciństwa, czasem warto ugryźć się w język i posłuchać tego, co mają do powiedzenia obecne dzieciaki.
Możemy się od nich naprawdę wiele nauczyć!
A Ty, co o tym myślisz?
Idę po popocorn i zapraszam do dyskusji ;)