08/09/2018
Kochani!
Dawno nic nie pojawiało się na naszej stronie.
Bardzo wiele zmieniło się w ostatnim czasie.
Winna jestem Wam kilka wyjaśnień... Będzie długo, ale szczerze.
Wraz z moją mamą prowadziłyśmy Patykwię przez 6 lat. Wspominam ten czas jako wyjątkowo twórczy, pełen nowych wyzwań, doświadczeń i nowych cudownych znajomości. Te sześć lat wydają im się jakimś niesamowitym ogromem czasu. Być może to dlatego, że niektóre dni robocze trwały w naszej pracowni po 36 godzin bez snu. A może dlatego, że w każdej minucie byłam bardzo skupiona na mojej pracy, tworzeniu i projektowaniu. Bez przerwy działo się coś ciekawego. Inspirujące spotkania z naszymi parami, poznawanie uroczych miejsc ceremonii weselnych, projektowanie dekoracji, bieganie po giełdzie kwiatowej w nocy i szukanie tego wymarzonego odcienia kwiatów, potem układnie kompozycji, dekorowanie świeczników i tysiąca innych rzeczy, pakowanie busa i upychanie ostatniego kartonu kolanem. Jeżdżenie nocą przez pół Polski, rozpakowywanie dekoracji i układanie ich w sali. Dopinanie wszystkiego na ostatni guzik. I szybkie fotografowanie całości aranżacji, bo już jutro tego nie będzie.
I wiecie co? I na koniec była najlepsza nagroda. Wasze miny, kiedy widzieliście gotową salę. Kiedy przynosiłyśmy Wam bukiet ślubny. To było bezcenne. Widzieć, że spełniłyśmy oczekiwania. Że dałyśmy radę. Wiedzieć, że dzięki nam jest komuś miło:) Każdą naszą parę młodą pamiętam. Miałyśmy z mamą niesamowite szczęście do napotykania na naszej patykwiowej drodze wspaniałych ludzi, z którymi się rozumiałyśmy. Wielu z Was pozostało naszymi bliskimi znajomymi a nawet przyjaciółmi. Dziękujemy Wam za zaufanie i za to, że mogłyśmy uczestniczyć w tak ważnych dla Was wydarzeniach.
Był to czas dający ogrom satysfakcji i zawsze będę miała do niego sentyment.
No dobra, czas teraz wyspowiadać się co takiego wydarzyło się, że postanowiłyśmy zamknąć naszą działalność.
Otóż na ostatnie wesela jeździłam już w tzw. dwupaku:) Moj mały półroczny Emilek uczestniczył w przygotowaniach do sesji do książki Bridelle. I wtedy zrozumiałam, że nie da się połączyć macierzyństwa ze stuprocentowym oddaniem się pracy-pasji.
Pewna ważna dla mnie historia zaczęła się kończyć. Ale nieoczekiwanie rozpoczęła zupełnie nowa.
Moi rodzice postanowili sprzedać nasz rodzinny dom wakacyjny położony w Sudetach.
Przyjechaliśmy tu z mężem i postanowiliśmy pomóc im w przygotowaniach do sprzedaży. Mieliśmy wykosić otaczające dom chaszcze, porobić zdjęcia domu i wystawić go na sprzedaż. Spędziliśmy tu dwa tygodnie przygotowując dom do sprzedania. I nagle ten dom, do którego w patykwiowym czasie bardzo rzadko zaglądałam, zaczął do mnie mówić. Następnego dnia moja mama odebrała telefon i usłyszała ode mnie "Mam chętnych na dom. To my".
Mieszkamy tu od ponad roku. Zwolnienie tempa życia po Patykwi i bezczynność byłaby dla mnie zbyt dużym szokiem. Dlatego w ciągu tego roku zmieniliśmy dach w domu, powstała całkiem nowa instalacja grzewcza, zrobiliśmy generalny remont, uprzątnęliśmy ogród. Urodziłam jeszcze w międzyczasie drugiego synka :) I niedługo potem z sukcesem otworzyliśmy nasze apartamenty Trzy Morza - apartamenty pod Trójmorskim Wierchem Tempo życia zostało utrzymane na szalonym poziomie;)
A teraz Chcę zaprosić Was serdecznie do mojego miejsca na ziemi. To tu spędzałam wakacje w dzieciństwie i chcę, aby tu wychowywały się moje dzieci. W codziennym kontakcie z przyrodą, naturą i kwiatami.
Bardzo chętnie ugościmy Was w naszym apartamencie z widokiem na kwieciste łąki. A dla naszych Par Młodych przygotowałam niespodzianki. Piszcie do nas. Do zobaczenia w Jodłowie!
A tym razem to ja dostałam kwiaty. Od mojej kochanej mamy na otwarcie naszych Trzech Mórz. Mamo, robisz najlepsze bukiety! Dziękuję Ci za naszą wspólną szaloną przygodę!